Warning: mkdir() [function.mkdir]: No such file or directory in /includes/Core/AdoDB/adodb5/adodb.inc.php on line 1735

Warning: mkdir() [function.mkdir]: No such file or directory in /includes/Core/AdoDB/adodb5/adodb.inc.php on line 1735

Warning: mkdir() [function.mkdir]: No such file or directory in /includes/Core/AdoDB/adodb5/adodb.inc.php on line 1735
Europejskie Centrum Solidarności

DOLNE MIASTO

MAMOOO, RZUĆ CHLEBAAA!
05/08/2017


– Mamooo, rzuć chlebaaa! – woła kobieta w szarym berecie z antenką na głowie i w kwiecistym fartuchu, przenosząc tym zaklęciem mieszkańców Dolnego Miasta w lata 80. XX wieku.

W lata swego dzieciństwa spędzanego na podwórku zabrali uczestników pikniku Opowiadacze Historii Dolnego Miasta w Gdańsku. Chcieli pokazać młodym jak bawili się ich rodzice, a starszym przypomnieć lata młodości. Podwórko to wspaniała rzecz! Stowarzyszenie, które zrzesza opowiadaczy historii, współorganizator pikniku, wspomina z wydanych przez siebie przewodników: „Podwórka […] wypełnione były zielenią, hałasem hodowanych zwierząt, bawiących się dzieci oraz wspólnie świętujących dorosłych. Tu spożywano wspólne obiady i organizowano wesela”.

Lady Pank
– Lato 1980 było upalne – zaczyna opowieść Jacek Górski, ubrany w wędkarską kamizelkę z wpiętymi znaczkami Solidarność i Grudzień ’70, współzałożyciel Stowarzyszenia Opowiadaczy Historii Dolnego Miasta w Gdańsku. – Kojarzyło się między innymi z tą piosenką.
Jacek, rocznik 1971, od urodzenia mieszkaniec ul. Łąkowej, męczy się chwilę ze starym adapterem. Wreszcie z winyla płynie nieśmiertelny przebój Lady Pank „Mniej niż zero”. Później zagra Perfect, TSA, Modern Talking, Drupi. Repertuar piosenek, przy których każdy z przybyłych na piknik będzie mógł pokiwać głową lub potupać nogą, zarówno dzieciaki, wytatuowani trzydziestolatkowie z kolczykami i brodami, jak i panie z laseczkami i srebrnymi ondulacjami.
Gdy gramofon milczy, opowiadacze historii odgrywają sceny z lat 80. Jacek Górski wciska przycisk play starego pilota od telewizora i zaczyna się inscenizacja Polskiej Kroniki Filmowej.
– Jest sobota, między piątą a szóstą rano, bo wtedy się w soboty pracowało – mówi Jacek, a grupka ludzi maszeruje dziarsko ulicą Dolnego Miasta.

Kobieta i życie
– Dokąd pan idzie? – pyta chłopaka, który tamte czasy może znać tylko z opowieści.
– Do Stoczni im. Lenina – odpowiada nieletni stoczniowiec.
Inni udają się do prężnie wówczas działających zakładów pracy na Dolnym Mieście – futrzarskich, papierniczych, Elmetu, Blaszanki, zajezdni tramwajowej i innych.
Kobieta w berecie z antenką i w kwiecistym fartuchu to Danuta Płuzińska, opowiadaczka historii i pracownica Inkubatora Sąsiedzkiej Energii. W kronice filmowej jest kioskarką, do której okienka kolejka ustawia się już o siódmej rano. Za czerwone banknoty z Waryńskim kolejkowicze kupują „Kobietę i życie”, żyletki, Kokosal. Ale najcenniejsze artykuły kioskarka Płuzińska chowa pod ladę. Trafią do wybrańców – kierowników, dyrektorów, towarzyszy.
Wreszcie rzucili kartki na żywność! Teraz w kolejce ustawiają się wszyscy uczestnicy pikniku. Kartki będą mogli wymienić w bufecie na suchy prowiant – jajo na twardo, chleb ze smalcem, kiszonego ogórka, pomidora, wafla z dżemem i landrynkową oranżadę.

Szczygieł, wróbel i kura
Posileni, biorą udział w warsztatach malowania drewnianych skrzynek i sadzenia roślin doniczkowych, wszak prace działkowe były ważnym elementem sobotniego życia obywatela PRL, oraz w popularnych grach podwórkowych. Wirują hula hopy, świszczą skakanki, słychać skoki przez gumę i uderzenia piłki.
– Jak zobaczyliśmy z okna to podwórko, wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić tu imprezę z grami i zabawami podwórkowymi z dzieciństwa – mówi Adrian Werner z Inkubatora Sąsiedzkiej Energii. I pokazuje trójkątne okna na dachu pięknie zrewitalizowanego domu ryglowego przy ulicy Reduta Wyskok 2 oraz na piaszczysty plac otoczony sypiącymi się kamienicami, z zabitymi płytami lub zamurowanymi oknami. To ostatnie chwile domów wciśniętych między ulice Szczyglą, Wróblą i Kurzą. Teren został kupiony przez dewelopera, powstanie tu nowe osiedle, jakich coraz więcej w dzielnicy.
Dlatego piknik zorganizowany przez ISE odbywa się ostatecznie na trawniku przed siedzibą prowadzonego przez Fundację Gdańską lokalnego centrum sąsiedzkiego, a nie na wypatrzonym z okna podwórku.
– Gdy Europejskie Centrum Solidarności przyjmowało zgłoszenia do projektu ZROZUMIEĆ SIERPIEŃ uznaliśmy, że takie wspominki świetnie się wpisują w ten temat – dodaje koordynator ISE Adrian Werner.

Człowiek z żelaza
Tymczasem na piaszczystym podwórzu chłopcy wzbijają tumany kurzu kopiąc piłkę, która trafia co rusz w metalowy płot otaczający teren centrum. Siatka dzwoni jak dzwony w pobliskim przyszpitalnym kościele na Łąkowej, a zawieszone na niej fotografie strajkujących stoczniowców trzęsą się jak uderzone pałą milicyjną.
– Zdjęcia są z rodzinnego albumu. Autorem jest mój mąż Tomasz Woroniecki, który strajkował w sierpniu ’80 w stoczni – opowiada ubrana w strój bufetowej Elżbieta Woroniecka. – Część zdjęć jest zrobiona przez jego kolegę z zewnątrz. Mąż był świadkiem budowy pomnika Poległych Stoczniowców 1970 i kręcenia filmu „Człowiek z żelaza”.
Żona stoczniowca fotografa pracuje w ISE jako asystentka mieszkańca oraz udziela się jako opowiadaczka historii.
– To były ciężkie czasy, była niepewność – wspomina. – Ale też więź niesamowita, która się zadzierzgnęła między strajkującymi i ludźmi z zewnątrz.
Jej ulubione zdjęcie przedstawia mistrza Andrzeja Wajdę jak składa w prostokąt dłonie kadrując sobie obraz. Obok Marian Opania, Jerzy Radziwiłowicz, sobowtór Lecha Wałęsy.
– Wystawa na płocie ma uświadamiać, że podczas gdy kawałek stąd strajkowali stoczniowcy, tu toczyło się zwykłe życie podwórkowe – tłumaczy Adrian Werner.

Chłopak z Brzeźna
– To tak jak dzisiaj – komentuje Marzena Świtała, która przyjechała na piknik rowerem z Matarni, na którą przeprowadziła się przed laty z Dolnego Miasta. – W najgorszych snach nie przypuszczałam, że znów trzeba będzie wychodzić na ulice. Podczas gdy wiele osób demonstruje pod sądami w obronie ich niezależności, dla wielu innych toczy się zwykłe życie osiedlowe.
Marzena właśnie wróciła z wypadu na Bornholm, gdzie nie mogła spokojnie usiedzieć, myśląc o protestach pod sądami. Jest pod wielkim wrażeniem zaufania społecznego na wyspie. Tam zostawia się nieprzypięte rowery, rolnicy wystawiają swoje produkty przy polu, a kupujący wrzucają należność do puszki. Tu, na Dolnym Mieście, wstawiła rower do budynku ISE. Bała się go zostawiać na ulicy.
– Jestem z Chłodnej – tłumaczy. – To była ulica latających noży, zresztą jak cała dzielnica. Ale swoich nikt nie ruszał – zastrzega. – Czuliśmy się bezpiecznie.
Gdy zaczął do niej przyjeżdżać w liceum chłopak z Brzeźna, też po jakimś czasie został zaakceptowany i traktowany jak swój.
– Tu się ludzie znali i integrowali. Nie to co teraz, na nowych, ogrodzonych osiedlach.
Gdy Marzena zamieszkała na Matarni, próbowała podejmować różne działania integrujące mieszkańców. A skończyło się tak, że nie zna nawet wszystkich sąsiadów na swojej klatce. Dlatego z sentymentem wraca na Dolne Miasto, choć wszyscy rówieśnicy już się wyprowadzili. Rodzice także.

Bóg i ludzie
– To była dzielnica wykluczonych – wspomina Elżbieta Woroniecka. – Budowa Trasy WZ i linii tramwajowej zrobiła nam największe kuku. Odcięła dzielnicę od Głównego Miasta, upadło wiele zakładów, zostaliśmy zapomniani przez Boga i ludzi.
Gospodarz dzisiejszego pikniku centrum ISE pomaga na co dzień mieszkańcom w kwestiach prawnych, zawodowych, mieszkaniowych, zdrowia, problemów z sąsiadami. Opowiadacze historii chcą poprzez spacery po dzielnicy, wydarzenia, wydawane przewodniki i książki integrować lokalną społeczność oraz zachęcać ludzi z zewnątrz do jej odwiedzania. Jak mówi Jacek Górski, pomysłodawca dzisiejszych inscenizacji przenoszących uczestników w czasie, chcą odczarować Dolne Miasto.
– Teraz jest tu bezpieczniej niż na blokowiskach, gdzie ludzie się nie znają – twierdzi Ela Woroniecka. – To wynik miękkiej rewitalizacji. Najpierw zaczęło się aktywizowanie lokalnej społeczności, a dopiero potem ruszyła techniczna odnowa budynków.
– Coś wspaniałego, cudowności! Ale wy macie pomysły – żegnają się po trzech godzinach panie Gosia i Danusia z pokolenia pamiętającego początki PRL. I oddalają powoli w kierunku pieczołowicie odrestaurowanej ulicy Łąkowej.

Tekst: Przemysław Kozłowski
Zdjęcia: Dawid Linkowski / Archiwum ECS

 

Galeria foto